Zaloguj
REKRUTACJE IT
REKRUTACJE IT

Szybkie linki:

Zaloguj
Od zawsze byłam wizjonerem

Od zawsze byłam wizjonerem

Zauważyłam, że z potrzeby serca już dwie dekady temu działaliśmy w sposób, który zalecają dziś wszyscy eksperci od zarządzania. Już wtedy myślałam o CSR i ESG – mówi Beata Drzazga, założycielka i prezes BetaMed SA, największej w Polsce firmy oferującej opiekę długoterminową i specjalistyczne usługi lekarskie a także mentorka startujących lub rozwijających swoje biznesy przedsiębiorców.


Co sprawiło, że została pani przedsiębiorcą?

Od zawsze byłam wizjonerem, bardzo lubiłam coś organizować, zmieniać na lepsze i zwłaszcza dodawać nową jakość. Jeśli tylko widziałam, że są ku temu warunki, spełniałam swoją wizję. Na przykład, kiedy w latach 80. skończyłam  ósmą klasę, objechałam różne miasta, aby znaleźć dla siebie szkołę średnią, która by mi najbardziej odpowiadała. A gdy już wybrałam liceum w Żywcu, załatwiłam swojej mamie pracę i mieszkanie w Bielsku-Białej, dokąd przeniosłyśmy się z Dolnego Śląska. Już wtedy czułam, że wszystko jest możliwe i wszystko można zorganizować.


To dość niesamowity przykład przedsiębiorczości w młodym wieku. A skąd zainteresowanie branżą medyczną?

Kocham ludzi i odkąd pamiętam, zawsze chciałam im pomagać. Gdy zaczęłam pierwsze praktyki w szpitalu, czułam się jak w raju. To, że mogłam innym pomóc, okazać im empatię, miłość, wsparcie, poprawić im samopoczucie, bardzo mnie wzruszało. Zdecydowanie się w tym spełniałam. Było mi przy tym przykro patrzeć na podejście niektórych osób w służbie zdrowia do chorych. Na to, że cierpiący ludzie czekają w długich kolejkach, że personel nie zawsze jest dla nich przyjemny. Wszystko się we mnie przeciw temu buntowało. A ponieważ, jeśli chcę coś zmienić, to po prostu działam w tym kierunku, zachęcałam pozostałych do zmiany atmosfery w pracy. Zaczęła im się udzielać radość czerpana z troski o innych, z tego, że pacjenci są przez to szczęśliwsi. Dzięki temu lepiej im się pracowało, rosła ich wewnętrzna motywacja. Szpital stał się bardziej przyjaznym miejscem zarówno dla pacjentów, jak i dla pracowników. Zgodnie ze swoim powołaniem, z tą potrzebą pochylania się nad drugim człowiekiem, poszłam na zarządzanie zasobami ludzkimi na Akademii Górnośląskiej. Ostatecznie stwierdziłam, że założę własną firmę. Tym bardziej że nie lubię poprzestawać na tym, co jest. Pragnęłam od życia więcej. Miałam już dzieci, chciałam mieć piękny dom, podróżować, żyć i pracować na własnych warunkach. Połączyłam te wszystkie swoje cechy i marzenia i otworzyłam firmę BetaMed, która weszła w kompletnie zaniedbaną, a zarazem olbrzymią niszę, jaką była opieka długoterminowa nad pacjentem w domu. Zaczęłam zatrudniać lekarzy, pielęgniarki, rehabilitantów, otworzyłam gabinet okulistyczny, psychiatryczny itd.


Musiało pójść jak burza?

Zaczynałam z jedną osobą w Katowicach, która, jak wielu innych współpracowników z tamtych lat, pracuje ze mną do dziś. Biznes bardzo szybko się rozrósł. Nie tylko dlatego, że odpowiadał na silną potrzebę rynkową, ale też zwyczajnie ludzką. Zgłaszali się do mnie pacjenci z innych województw, którzy pragnęli, by podejście do nich było empatyczne, pełne zaangażowania i szacunku do nich. Uruchamiałam więc filie w kolejnych województwach. Miałam też już wtedy od dawna w głowie wizję Kliniki Marzeń, świadczącej usługi na najwyższym poziomie, z życzliwym personelem, z pięknie urządzonymi wnętrzami, z różnymi udogodnieniami, z zielenią. Wyobrażałam sobie, jak pacjenci będą w niej funkcjonować, spędzać czas na dodatkowych zajęciach. Traktowani tak, by ich uszczęśliwiać, choćby drobną rzeczą, wtedy, gdy tego potrzebują. Żeby czuli się przez nas kochani.


Z tej wizji zrodziła się Klinika BetaMed?

Owszem, a przy jej planowaniu i uruchamianiu spełniałam jeszcze inne swoje odwieczne pasje, czyli rysowanie, projektowanie. Zaangażowałam się razem z moimi wspaniałymi dyrektorami i fantastycznymi pracownikami w urządzanie wnętrz, wyobrażaliśmy sobie naszych pacjentów, ich możliwości i potrzeby związane nie tylko z obszarem medyczno-opiekuńczym. Wizualizowaliśmy sobie, jak powinien zachowywać się wobec nich personel, na przykład częstowanie ich elegancko podaną kawą czy herbatą. Uznałam, że nasi podopieczni powinni mieć fryzjera, klubokawiarnię, terapię manualną, a w ogrodzie maliny, jeżyny, kwiaty. Najważniejsze było to, aby czuli, że ktoś się troszczy o nich, a nie jedynie o ich schorzenia, aby mieli po co wstawać z łóżek i się nie nudzili. Żeby zażywali ruchu, z korzyścią dla swojego fizycznego i psychicznego zdrowia i nie chodzili w piżamach. Dziś BetaMed jest największą w Polsce firmą świadczącą usługi opieki długoterminowej i specjalistyczne lekarskie i zatrudnia ponad 3,2 tys. osób. Jest u nas kolorowo, domowo, mogą przyjść pacjenci na pobyt dzienny, wybrać pobyt tygodniowy, miesięczny, stały i zawsze może przyjść do nich rodzina. Kiedy ruszaliśmy, bardzo brakowało takich miejsc, zwłaszcza że mamy dorosłych pacjent w pod respiratorami i dzieci pod respiratorami z całego kraju.


Czyli znów – wejście w niezagospodarowaną niszę. Ale pojawiła się konkurencja, a wy wciąż jesteście liderem rynku. Ten sukces wynika z waszego podejścia do ludzi?

W ogromnej mierze tak. Choć tej konkurencji wcale tak dużo nie ma, bo my zajmujemy się bardzo ciężko chorymi ludźmi. Nieustannie liczymy się z potrzebami i uczuciami pacjentów, ale też naszych pracowników. Troszczymy się z dyrektorami i kierownikami o dobrostan jednych i drugich. To buduje morale i zaangażowanie, na jakim mi zależy i które jest podstawą naszego funkcjonowania. Mimo że tak urośliśmy, nadal panuje u nas rodzinna atmosfera, staram się poznać wszystkich, na ile tylko mogę, razem świętujemy sukcesy, z szacunkiem rozwiązujemy ewentualne konflikty, nadal mam dla wszystkich otwarte drzwi, pomagam i służę dobrym słowem, kiedy trzeba. Poniekąd matkuję i bardzo mi z tym dobrze. Wprowadziłam też różne zasady sprzyjające zdrowiu i wypoczynkowi pracowników. Na przykład co roku każdy ma obowiązek wziąć dodatkowe dwa wolne dni i zrobić sobie podstawowe badania dla kobiet lub mężczyzn. Jeżeli ktoś ma urodziny, ma nie przychodzić do pracy i świętować, a ja płacę za ten dzień. Kolejna rzecz: bardzo chcę, żeby moi pracownicy byli wypoczęci i z entuzjazmem przychodzili do pracy, w związku z czym w piątek mają pracować o dwie godziny krócej. To życzliwe podejście od początku przejawiało się u nas na wszystkich możliwych polach, choć najpierw było to niejako instynktowne. Bo po prostu uważałam, że tak powinno być. Zarówno jeśli chodzi o kontakt z pacjentem i jego bliskimi, jak i kontakt z potencjalnym kandydatem do pracy, relacje w firmie czy konsekwentne rezygnowanie ze współpracy z kimś, kto jest niemiły, nieżyczliwy w stosunku do innych, a nie jedynie np. niekompetentny. Staram się otaczać odpowiednimi ludźmi, z którymi czuję tę samą energię. Rozwijając biznes, kończyłam też różne kierunki studiów, między innymi zarządzanie i marketing, integrację europejską, zarządzanie służbą zdrowia. Z czasem skończyłam też MBA International, specjalizację z geriatrii, studia doktoranckie z ekonomii.


Jak by pani określiła siebie, jako lidera?

Inspirujący, stanowczy, angażujący i wspierający. Przywództwo to umiejętność pociągnięcia za sobą ludzi, podzielenia się z nimi entuzjazmem i optymizmem, ale jednocześnie dawanie im poczucia, że mają przywódcę silnego, pewnego siebie i odpowiedzialnego. To gotowość do bezpośrednich kontaktów z nimi, w tym także do trudnych rozmów. To, co rozumiem przez bycie liderem, dobrze oddaje właśnie fakt, że w naszej firmie bardzo dużo ze sobą rozmawiamy. Zastanawiając się nad jakimiś poważniejszymi zmianami, nowymi rozwiązaniami czy strategią, robimy często burze mózgów. Uczestniczą w nich pracownicy, których dana zmiana dotyczy oraz dyrektorzy innych dział w, którzy chętnie się przyłączają. Poddaję temat pod dyskusję, która bywa gorąca, ale zawsze jest szczera i zwykle pada mnóstwo pomysłów, dostaję sporo dodatkowych informacji. Potem decyduję, które z tych pomysłów są obecnie np. realne i nieraz z nich korzystam, opracowując ostateczną wizję tego, w jakim kierunku będziemy dalej szli. Bardzo cenię sobie czyjeś nowe pomysły i inne punkty widzenia. Przez to pracownicy, którzy i tak są samodzielni na swoich stanowiskach, mają dodatkowe poczucie sprawczości, współuczestnictwa, rozumieją, co się dzieje i dlaczego. Sprawniej wdrażamy mniejsze i większe zmiany, mamy zmotywowany personel. Regularnie również prowadzę rozmowy i burze mózgów z naszymi 250 wojewódzkimi koordynatorami. Uważam zresztą, że szef firmy powinien uczestniczyć w jej operacyjnym zarządzaniu. Pańskie oko konia tuczy.


W zarządzaniu firmą, w realizacji jej strategii, ogromne znaczenie ma jej kultura, kilka wyrazistych wartości, które przyświecają działaniom, rozwiązaniom. Czy może pani podać wartości BetaMed?

Tak, przy czym ustawiłabym je w następującej kolejności: empatia, miłość do człowieka, wysoka jakość usług, wzajemny szacunek. Te atrybuty określają także jasno misję i kulturę w moich innych firmach. Spójność wartości bardzo pomaga nimi zarządzać.


Wśród tych innych przedsięwzięć jest na przykład salon mody Dono da Scheggia, klinika laseroterapii Drzazga Clinic, kiedyś były też sklepy z elektroniką w Miami. To przejaw ducha, o którym rozmawiałyśmy na początku?

Już tak mam, że chętnie idę do przodu i pod tym kątem badam różne ścieżki, które się przede mną przy jakiejś okazji otwierają. Tak jest choćby z moimi firmami za oceanem, z przyjaźniami, które tam zawarłam, z tym, że jestem pierwszym Ambasadorem Biznesu Nevady, czy że organizuję polskie misje gospodarcze do USA i innych państw. Kiedy widzę, że na rynku są jakieś potrzeby i związane z nimi możliwości, od razu w to wchodzę i otwieram nową firmę. W przypadku salonu mody pierwotnym impulsem do jego uruchomienia była potrzeba sprowadzenia z zagranicy nowych kolekcji ubrań, ale takich, które naprawdę mi się podobają i które chciałabym nosić. Oczywiście najpierw zrobiłam analizę potrzeb klientów. Jest to w pewnym sensie kolejny przejaw mojej chęci ulepszania świata i wprowadzania wyższej jakości.


W kontekście zmieniania świata na lepsze pomówmy jeszcze o pani jako o mentorce. Chętnie spotyka się pani z ludźmi, którzy chcieliby założyć własny biznes czy rozwinąć firmę?

Bardzo chętnie, kocham to. Przy czym jestem mentorką, która inspiruje, mam po prostu taki sposób bycia, że dzielę się mnóstwem różnych historii, spostrzeżeń, wspieram nie tylko w kwestiach stricte biznesowych, ale też życiowych. Zresztą moje wieloletnie doświadczenie potwierdziło, że w biznesie zawsze ważny jest człowiek, w tym pracownik, jego życie i otoczenie, z których czerpie choćby zaangażowanie i energię do działania. A nie tylko plany i cyferki. Początkujących czy aspirujących przedsiębiorców przestrzegam też przed popełnianiem kilku podstawowych błędów. Chodzi między innymi o to, by zawsze solidnie kalkulowali ryzyko, choćby ich pomysły wydawały im się genialne, i unikali popadania w długi. To kwestia gospodarności i zdrowego rozsądku, zupełnie jak w przypadku prowadzenia gospodarstwa domowego. Ja zawsze najpierw zarabiałam na swoje kolejne pomysły. A pierwszy kredyt, w wysokości 60 mln zł, wzięłam dopiero po 12 latach działalności mojej firmy, kiedy wiedziałam, że nawet gdy finansowany nim projekt nie wypali, będę w stanie go spokojnie spłacić. Jednocześnie potrzebna jest mądra odwaga, bo ryzyko jest jednak w biznesie niezbędne, jeśli chcemy się rozwijać, czy to w kraju, czy wchodząc na zagraniczne rynki. Proponuję też przedsiębiorcom- debiutantom, by sprawdzali swoje pomysły najpierw na czymś małym. Żeby testowali w ten sposób, aby zobaczyć, jak się funkcjonuje na danym rynku czy jako firma. Nie ma poza tym sensu poddawać się po porażce albo się jej wstydzić. Należy szybko wstać z kolan, potraktować ją jak najlepszą lekcję i ruszyć dalej.


Czy jest coś, co wyjątkowo panią zaskoczyło i zrewidowało wcześniejsze myślenie o prowadzeniu biznesu?

Gdy uruchomiłam firmę i miałam jeszcze niewielu współpracowników, myśleliśmy, że kiedy to wszystko rozkręcimy, „ustawimy”, to będziemy mieć dużo czasu i będziemy sobie spokojnie pracować. Jednak okazało się, że zajęć i spraw wcale nie ubywa, a wręcz przeciwnie, a do tego zauważyłam, że co chwila zachodzą jakieś zmiany. Sprawy, które wciąż dochodziły i którymi się zajmowaliśmy, dotyczyły biznesu i strategii, ale także pracowników. Dotyczyły one właśnie w dużym stopniu ludzi, których zatrudniamy i wspieramy, tego, że trzeba z nimi dużo rozmawiać, spotykać się.Praca to rosnąca kula śnieżna, której musimy umiejętnie nadawać właściwy kierunek, poprzez podejmowanie decyzji. Czyli wielka odpowiedzialność, ale i niesamowite doświadczenie, z którego czerpie się wiele dobrego. Należy jednak nauczyć się dobrze organizować sobie życie zawodowe, tak, aby zachować równowagę między nim a życiem prywatnym, nie można pozwolić, by wciągnął nas pracoholizm. Warto znaleźć dobre i skuteczne sposoby na odstresowanie się i uzupełnianie swojej bańki energetycznej. Mnie to się udaje, choć ułatwieniem był zapewne fakt, że to, co robię, jako przedsiębiorca, w tym zwłaszcza owe „sprawy ludzkie”, to moja wielka pasja. Dlatego oddaję całe moje serce i czas inspirowaniu innych i doradzaniu im.

0 Komentarze
Dodaj komentarz
Pokaż szczegóły
- +
Wyprzedane