Zaloguj
REKRUTACJE IT
REKRUTACJE IT

Szybkie linki:

Zaloguj
Nareszcie lepsze czasy dla frankowiczów

Nareszcie lepsze czasy dla frankowiczów

Tendencje w polskim orzecznictwie są dziś bardzo korzystne dla tych, którzy zaciągnęli kredyty we frankach i ucierpieli, choćby wskutek niedozwolonych klauzul w umowach tych kredytów. Dlatego gorąco zachęcam frankowiczów, by walczyli o swoje interesy w sądzie. Mają duże szanse na wygraną z bankiem – mówi mec. Michał Strecker z Kancelarii Prawnej Strecker w Warszawie.


Pod koniec zeszłego roku prawomocnie wygrał pan w imieniu klientów kolejną ze spraw o unieważnienie umowy frankowej, w tym wypadku wytoczoną Getin Noble Bank. Banki coraz częściej przegrywają w podobnych sprawach. Czy można powiedzieć, że miniony rok i nadchodzące miesiące to okres przełomowy, jeśli chodzi o dochodzenie swoich praw przez frankowiczów?

Jak najbardziej. Obserwujemy, że w sądach znajduje finał coraz więcej spraw wytaczanych bankom przez klientów, którzy wzięli w nich kredyty hipoteczne we frankach szwajcarskich i zaskarżyli zarówno umowy tych kredytów, jak i sposób, w jaki byli nakłaniani przez banki do ich podpisania. Zapada przy tym coraz więcej wyroków uznających te umowy za nieważne, głównie dlatego, że zawierają one tzw. klauzule abuzywne, czyli niedozwolone.


Co to dla klienta oznacza, że jego umowa kredytu z bankiem jest uznana za nieważną?

Najważniejszy skutek takiego wyroku polega na tym, że uznaje się, iż taka umowa nie istniała od chwili, gdy ją podpisano. W efekcie klient powinien zwrócić dokładnie taką kwotę, jaką otrzymał od banku, kiedy zawierał z nim kontrakt. Sam kapitał, bez odsetek czy prowizji. Z kolei bank musi zwrócić klientowi pieniądze, które od niego dotychczas otrzymał, w tym prowizję i odsetki. Również zabezpieczenia spłat danego kredytu stają się nieważne, w tym wypadku są to zwłaszcza hipoteka i ewentualne dodatkowe umowy, np. z poręczycielami czy ubezpieczeniowe. Dodam, że mieszkanie, które było kupione za pieniądze otrzymane dzięki takiej unieważnionej później umowie, pozostaje własnością kredytobiorcy.

Oczywiście klienci, powołując się na klauzule abuzywne, nie zawsze dążą w sądzie do unieważnienia danej umowy. Czasami po prostu chodzi o jej uczciwe przewalutowanie, czyli tzw. odfrankowienie. Wiele zależy od tego, jaka konkretnie umowa wchodzi w grę.


Na czym polegają niedozwolone klauzule?

Chodzi o takie zapisy, które kształtują prawa i obowiązki klienta w sposób rażąco naruszający jego interesy i sprzeczny z dobrymi obyczajami. W przypadku umów frankowych mam tu na myśli przede wszystkim te ich punkty, na podstawie których dany bank przelicza złotówki na franki i na odwrót, w oparciu o niejasne, wzięte z sufitu wskaźniki. Czyli chodzi o klauzule indeksacyjne, denominacyjne i waloryzacyjne. Pozwalają one bankom dowolnie i jednostronnie kształtować zobowiązania klientów. Najpierw wtedy, gdy ustalana jest wysokość danego zobowiązania lub kwoty, jaka ma być wypłacona, zależnie od tego, czy kredyt jest indeksowany, czy denominowany. Następnie, podczas określania wysokości rat.

Na tego rodzaju zapisy w umowach nakładała się zazwyczaj nieetyczna komunikacja z klientami. Banki nie informowały ich, co tak naprawdę te klauzule oznaczają, i że umowa nie będzie zawierać jasno określonych mechanizmów przewalutowania złotówki i franka, przez co nie wiadomo, ile dana osoba faktycznie pożyczy i ile będzie musiała spłacić. Coś takiego oznaczało dla kredytobiorcy olbrzymie, w zasadzie nieograniczone ryzyko, w razie zmiany kursu franka, na które wcale nie musiał się godzić, gdyby mu je uczciwie uświadomiono i wytłumaczono. Tymczasem dla banku zmiana relacji franka do złotówki nie miała w tym układzie większego znaczenia. W efekcie ryzyko obu stron umowy było rozłożone bardzo nierównomiernie, a do tego klient nawet nie dostawał szansy, by je negocjować.

Podsumowując, jeśli dana umowa nie zawiera jasno określonych mechanizmów przewalutowania, zastępując je wspomnianymi wyżej klauzulami, to może być po prostu uznana przez sąd za niemożliwą do wykonania i tym samym - za nieważną. Za jej unieważnieniem przemawia również nierównomierne rozłożenie ryzyka. A także wiele innych zapisów, które spotykamy w umowach frankowych, bo wymieniłem tylko dwie najważniejsze ich wady, najbardziej rażące.


Wspomniał pan, że umowy są bardzo różne. To zdaje się sprawiło, że próby składania do sądów pozwów zbiorowych przez frankowiczów, o których lata temu było głośno, nie miały większego sensu?

Tak, sąd rozpatruje sprawę każdej umowy indywidualnie, także sposób rozliczenia świadczeń, które strony unieważnionej umowy sobie wzajemnie zwracają, zależy od metody, jaką sąd przyjmie w danym przypadku.


Dlaczego dopiero po tylu latach nastąpił przełom?

Ta zauważalna zmiana to m.in. efekt wyroku Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej z października 2019 r., który jednoznacznie uznał zapisy w umowach frankowych, o których mówiłem wcześniej, za niedozwolone. TSUE stwierdził, że polskie sądy mogą unieważniać umowy frankowe, przy czym powinny się tu kierować interesem klienta. To wpłynęło na orzecznictwo w rodzimych sądach, gdyż zyskały wreszcie niebudzącą wątpliwości podstawę, na jakiej można uczynić zadość roszczeniom frankowiczów. Kiedy jeszcze sytuacja była niejasna, banki miały dużo większe szanse na wygraną, łatwiej też mogły namówić klienta na mediację, która często była przez nie traktowana jako jeszcze jedna okazja by go wykiwać i zwrócić mu jak najmniej pieniędzy w ramach rekompensaty.

Znamienne, że już 11 grudnia 2019 r. Sąd Najwyższy po raz pierwszy opowiedział się za unieważnieniem w całości umowy kredytu frankowego. Potem podobny wyrok zapadł np. w czerwcu 2022 r. Obecnie banki przegrywają praktycznie zawsze już w sądach pierwszej instancji, tym bardziej, że z czasem sędziowie się w tych frankowych sprawach wyspecjalizowali, powstają już nawet osobne, związane z nimi wydziały sądów okręgowych, gdyż spraw lawinowo przybywa. Podobną linię orzecznictwa, jak w przypadku pierwszej instancji, bardzo często przyjmują także sądy apelacyjne. Dlatego gorąco zachęcam frankowiczów, by walczyli o swoje interesy przed obliczem Temidy.


Domyślam się, że mimo przegranej, banki łatwo się nie poddają?

To prawda, żaden bank tak po prostu nie odpuszcza. Chodzi przecież o duże pieniądze, idące, w przypadku całej branży, w setki miliardów złotych, jeśli frankowicze nie będą musieli płacić nawet prowizji i odsetek od unieważnionych kredytów. Przewidując, że po orzeczeniach TSUE i SN klienci dużo chętniej ruszą do sądów, a te znacznie częściej będą stawać po ich stronie, banki, szczególnie w ubiegłym roku, zaczęły stosować straszak w postaci rzekomo należnego im wynagrodzenia za tzw. bezumowne korzystanie przez klienta z kapitału. Czyli w sytuacji, gdy umowa okazała się nieważna. Przedstawiciele sektora bankowego starali się przy tym, m.in. w wywiadach zamieszczanych w mediach, wzbudzić we frankowiczach poczucie niepewności i zagrożenia. Na zasadzie, że unieważnienie umowy wcale nie jest takie oczywiste, a w przypadku, gdyby do niego doszło, trzeba będzie zapłacić bankowi wysokie wynagrodzenie. Chciano w ten sposób odwieść jak najwięcej osób od składania pozwów w sądach czy ewentualnie nakłonić je do podpisania ugody z bankiem – co do pewnego momentu nawet było skuteczne. Rzecz jasna, gdy klienci uzyskają sądowe unieważnienie umowy frankowej, banki w kolejnym kroku zawsze składają pozwy do sądu, właśnie z żądaniem owej rzekomo należnej opłaty. Podobnie postąpił bank po tym, jak wygrałem sprawę, o której wspomniała pani na początku naszej rozmowy.


I jak pan ocenia jego szanse?

Jako niewielkie. Po pierwsze, generalnie obserwujemy silną tendencję, jeśli chodzi o linię orzeczniczą w sądach powszechnych, która wspiera w zderzeniu z bankami interesy frankowiczów. W dodatku roszczeniom banków, związanym z wynagrodzeniem za bezumowne korzystanie z kapitału, przyjrzał się Urząd Ochrony Konsumentów i Konkurencji i jednoznacznie potwierdził, że wynagrodzenie to się nie należy, bo negatywne konsekwencje klauzul abuzywnych dotykałyby tylko kredytobiorcy. Rzecznik Praw Obywatelskich też tak uważa, a Rzecznik Finansowy wskazał, że żądanie tego typu opłaty jest niezgodne z celami Dyrektywy 93/13 Unii Europejskiej i celami ochrony, udzielonej na jej podstawie konsumentowi. Nie znajduje ono również żadnego potwierdzenia w polskich przepisach. Mamy ponadto pierwsze wyroki sądów, które to roszczenie uznają za bezzasadne. W tej sprawie już w październiku wypowie się również TSUE, który ma wydać orzeczenie i raczej na pewno będzie ono niekorzystne dla banków, jeśli chodzi o żądaną przez nie opłatę.


A czy ma pan może dobre wieści także dla tych, którzy już dawno temu spłacili kredyt we frankach?

Owszem. Powinni przyjrzeć się umowie takiego kredytu, istnieją bowiem duże szanse, iż będą mieli podstawy, aby pozwać bank o zwrot zapłaconych od niego odsetek i prowizji.


Czy w Europie ktoś jeszcze stosował w najnowszej historii podobnie nieczyste zagrania, jeśli chodzi o umowy kredytów walutowych, jak u nas?

Tak, miało to miejsce w latach 80. we Włoszech i źle się dla tamtejszych banków skończyło. Musiały zwrócić klientom ogromne pieniądze.


Dlaczego więc w Polsce powtórzono te same błędy?

Może uznano, że ogólna sytuacja polityczno-społeczna pozwoli stosować niedozwolone klauzule w umowach bez negatywnych konsekwencji? Banki, i nie tylko one, lubią zresztą sięgać po różne, nie do końca etyczne chwyty, gdy w grę wchodzi zysk. Kto wie, może gdyby nie silne osłabienie złotówki wobec franka, choćby wskutek światowego kryzysu finansowego w 2008 r., klienci by się nawet nie zorientowali, że te klauzule tak bardzo działają na ich niekorzyść. Trudno dziś powiedzieć, jak by to było. Pocieszające jest to, że społeczeństwo trochę się wyedukowało i dziś jednak trudniej jest w Polsce podsuwać klientom takie umowy.

Rekomendacja redakcji Businessman.pl

mec. Michał Strecker

Kancelaria Strecker

Przejdź na stronę kancelarii klikając link poniżej.
1 Komentarz
Grażyna
Opublikowany  06/11/2022 22:34 Wreszcie ktoś się wziął za te banki! Brawo Panie Michale!
Dodaj komentarz
Pokaż szczegóły
- +
Wyprzedane