Zaloguj

Szybkie linki:

Zaloguj
Otwarte dane pomogą firmom

Otwarte dane pomogą firmom

Ilość danych w sieci www każdego roku zwiększa się o 40 proc. Do 2020 roku, jak wynika z ostatniego raportu firmy Oracle, ich objętość przekroczy 45 zettabajtów. Sektor analityki takich informacji rozwija się szybciej niż cała branża IT. Coraz więcej oprogramowania i aplikacji zbiera dane o użytkownikach, które następnie są przetwarzane, handluje się nimi, stają się nawet swego rodzaju walutą, bo w zamian za adres mailowy czy numer telefonu można kupić bardziej zaawansowaną technologicznie usługę lub w ogóle odblokować dostęp. Wydaje się, że na tym rynku panuje wolna amerykanka.

To prawda, sytuacja w sektorze danych i ich analizy wymaga przede wszystkim uporządkowania. Gdy w latach 90. firmy technologiczne Doliny Krzemowej zaczęły zbierać dane o użytkownikach oferowanych przez nie usług, nikt do końca nie wiedział, czym są tego rodzaju informacje, czy mają jakąkolwiek wartość, do czego będzie można je wykorzystać. W Stanach Zjednoczonych, które przecierały szlak, od czasów tzw. Dzikiego Zachodu prawo oparte jest generalnie o zasadę tzw. pierwszego zdobywcy. Oznacza ono, że odnalezione, odkryte zasoby należą do tego, który je odszukał. W taki sposób przed laty zajmowano bogate złoża bogactw naturalnych, takich jak ropa naftowa, gaz ziemny czy złoto. Podobna zasada znalazła więc zastosowanie w odniesieniu do danych cyfrowych. Nikt wtedy nie zdawał sobie sprawy z tego, jak wielki wpływ dane mogą mieć na kierunek rozwoju całej gospodarki, nie tylko amerykańskiej, a nawet historii świata. Informacje o zachowaniach, kierunkach koncentrowania uwagi przez poszczególne osoby, ich preferencjach i sympatiach w przestrzeni internetowej były traktowane początkowo raczej jako produkt uboczny właściwej usługi. Samo pozyskiwanie danych nie było częścią modeli biznesowych takich przedsięwzięć jak oparta o skomplikowane algorytmy matematyczne wyszukiwarka zasobów sieci www czy portal społecznościowy, którego użytkownicy z własnej, nieprzymuszonej woli dzielą się informacjami o sobie. Dopiero gdy takie dane się pojawiły w dużej ilości na serwerach, zaczęto rozważać, co można z nimi zrobić. Początkowo były zbierane, ale bez pomysłu na komercyjne zastosowanie, nie mówiąc już o rewolucji przemysłowej, jakiej de facto dokonały


Jak wielkie znaczenie mają dane cyfrowe dla współczesnych systemów gospodarczych?

Czy faktycznie możemy mówić o kolejnej rewolucji przemysłowej, czy jest to tylko określenie marketingowe? Wydaje się raczej, że faktycznie stało się coś wielkiego, przełomowego. Naukowcy ze Szkoły Głównej Handlowej na prośbę Ministerstwa Cyfryzacji podjęli się rok temu zadania oszacowania wpływu przepływu danych cyfrowych na gospodarki poszczególnych państw. Wnioski z przygotowanego przez nich raportu „Intensywność wykorzystania danych w gospodarce a jej rozwój” powinny przynajmniej skłaniać do zastanowienia. PKB przeciętnej, europejskiej gospodarki, w której intensywność wykorzystania danych cyfrowych i ich transferu spadłaby w okolice zera, zmniejszyłoby się o około 46 proc. W przypadku Polski odpowiada to, w przybliżeniu, cofnięciu się zamożności społeczeństwa per capita do poziomów z 1999 roku, czyli o prawie dwie dekady. Wzrost intensywności wykorzystania danych i ich transferu zaledwie o 1 proc. powoduje natomiast podniesienie wartości dodanej aż o 0,21 proc. Przeniesienie takich założeń w przyszłość oznacza, że dzisiejsze opóźnienie lub całkowite zaniechanie działań mających na celu rozwój społeczno-gospodarczych warunków sprzyjających rozwojowi gospodarki w wysokim stopniu opartej o dane, już w średnim okresie spowoduje istotne obniżenie możliwego do uzyskania tempa wzrostu gospodarczego. Innymi słowy z naszych marzeń o szybkim zrównaniu poziomu życia w Polsce i Europie Zachodniej nic by nie pozostało. Potrzebne jest działanie prorozwojowe bazujące na koncepcji ekosystemu gospodarki opartej na danych, które ujęliśmy w dokumencie „Przemysł+”. Jest to koncepcja nie tylko dla Polski, ale wszystkich krajów podobnie myślących w UE i poza nią.


Surowe dane nie są dobrem konkurencyjnym, lecz kooperacyjnym. (...) Dane zbierane przez miasto mogą i powinny posłużyć choćby do budowy zaawansowanych elementów systemu Smart City, inteligentnej, przyjaznej infrastruktury.

Właśnie, gdzie na tym tle sytuuje się Polska? Czy tak szybko rosnące wolumeny danych dla krajowej gospodarki są szansą, czy zagrożeniem? Czy polscy przedsiębiorcy mogą spać spokojnie?

Poziom intensywności wykorzystywania danych i ich transferu w Polsce, na tle badanych przez naukowców państw, sytuuje się stosunkowo nisko. Z drugiej jednak strony Polska należy do krajów, w których stosunek produktywności z udziałem danych do tzw. produktywności generycznej (całkowitej – red.) kształtuje się na jednym z najwyższych poziomów w Europie i wynosi około 92 proc. Oznacza to, że kraj ma gospodarkę, w której zwiększanie intensywności oparcia działalności gospodarczej o dane i ich transfer skutkuje ponadprzeciętnym efektem w stosunku do innych sposobów jego zwiększania. Ciekawe, oparte o tego rodzaju architekturę przedsięwzięcia mają zatem większą szansę na sukces niż typowe, tradycyjne działalności analogowe.


Ale wydaje się, że na tym rynku karty już zostały rozdane. Wiadomo, że największe ilości danych o użytkownikach zbierane są przez najpopularniejszą wyszukiwarkę wraz z pokrewnymi jej aplikacjami oraz giganta na polu portali społecznościowych. Czy na tym polu jest jeszcze coś „do ugrania”?

Wielkie platformy zazdrośnie strzegą dostępu do zebranych przez siebie danych, najczęściej tłumacząc to tajemnicą handlową lub dobrem użytkowników. Stan obecny jest zatem taki, że to one są faktycznym dysponentem danych dotyczących podmiotów, które formalnie, poza podpisaniem zgody, nie mają z nimi nic wspólnego. Koncerny mogą zatem handlować danymi, z dnia na dzień podnosić cenę, a nawet odmówić ich udostępnienia. Coraz większa część gospodarki światowej zależy zatem od polityki handlowej jednego czy drugiego przedsiębiorstwa, która to sytuacja nikomu nie przyszła do głowy, gdy pojawiły się dane cyfrowe. To jednak nie znaczy, że gra jest już skończona, game is not over. Duże zbiory informacji powstawały, powstają i będą powstawać. Ich źródłem są nie tylko zachowania i preferencje poszczególnych obywateli, konsumentów, użytkowników. W coraz większym stopniu zbierane są i będą przez instytucje publiczne, systemy Internetu Rzeczy, maszyny i urządzenia. Ważne jest, aby tego rodzaju dane w stanie surowym, nieobrobionym, stanowiące nic więcej jak tylko cyfrową kopię rzeczywistości, na stałe stanowiły wspólną domenę publiczną, bo każdy mógłby wtedy z nich korzystać bez obawy o wysokie, narzucone przez zarządzający podmiot, opłaty czy odmowę. Dużo łatwiejsze byłoby na przykład projektowanie start-upów, bo nie wiązałoby się z tak wysokim jak obecnie ryzykiem nietrafionej inwestycji. Wprowadzenie na rynek nowego rozwiązania algorytmu wiąże się dzisiaj najczęściej z kupnem licencji dostępu do danych. Gdyby repozytoria danych były publiczne lub klubowe, każdy mógłby pobrać interesujące go, z punktu widzenia projektowanego rozwiązania, dane, następnie sprawdzić, czy na produkt rzeczywiście jest zapotrzebowanie, czy raczej rokuje słabiej i lepiej się z niego wycofać bez ponoszenia nadmiernych kosztów. Dla Polski to niezwykła szansa stosunkowo szybkiego nadgonienia dystansu, jaki dzieli ją od najzamożniejszych państw świata i spłaty tzw. długu technologicznego (innowacyjnego).


Gdyby repozytoria danych były publiczne lub klubowe, każdy mógłby pobrać interesujące go, z punktu widzenia projektowanego rozwiązania, dane, następnie sprawdzić, czy na produkt rzeczywiście jest zapotrzebowanie, czy raczej rokuje słabiej i lepiej się z niego wycofać bez ponoszenia nadmiernych kosztów.


Jak taki proces mógłby wyglądać z punktu widzenia przeciętnego przedsiębiorcy?

Administracje miejskie na przykład posiadają przeogromne zasoby danych o tym, jak działają tego rodzaju organizmy i o sposobach zachowania się ich mieszkańców. Część, co oczywiste, jest chroniona prawem, jak dane osobowe, w tym wrażliwe, ale znaczne ilości nie są objęte żadnymi restrykcjami: informacje statystyczne o położeniu obiektów miejskiej infrastruktury czy aktualizowane na bieżąco dane GPS o aktualnej lokacji pojazdów komunikacji miejskiej. Dopóki takie informacje będą traktowane bezpodstawnie jako własność zbierającego go podmiotu, dopóty tylko on będzie mógł czerpać z nich korzyści, ulegając iluzji, że jest samowystarczalny oraz tworząc podstawę do sporu dostępowego. Gdy staną się dobrem publicznym, podobnie jak powietrze, każdy będzie mógł je wykorzystywać jako dobro niepodlegające zużyciu. Surowe dane nie są dobrem konkurencyjnym, lecz kooperacyjnym. Konkurencja zachodzi na wyższym poziomie wytworzonej na ich podstawie wartości dodanej lub własności intelektualnej. Dane zbierane przez miasto mogą i powinny posłużyć choćby do budowy zaawansowanych elementów systemu Smart City, inteligentnej, przyjaznej infrastruktury. Dodatkową korzyścią jest włączenie mieszkańców, przedsiębiorców, hobbystów i obywateli w proces budowy, projektowania i rozwoju miasta. Możliwości potencjalnych zastosowań otwartych zbiorów danych w rolnictwie, logistyce, finansach czy przemyśle spożywczym są bardzo szerokie.


Jakie są szanse na wdrożenie tego rodzaju rozwiązań?

Potencjał gospodarczy i społeczny otwartych danych został wcześniej dostrzeżony i policzony. Komisja Europejska oszacowała korzyści ekonomiczne płynące z takiego rynku: w 2016 r. jego bezpośrednia wielkość wyniosła 55,3 mld euro, a do 2020 roku ma wzrosnąć o 36,9 proc. do 75,7 mld euro. Siłą otwartych danych jest tworzenie miejsc pracy w innowacyjnych gałęziach gospodarki. Dwa lata temu Rada Ministrów podjęła uchwałę w sprawie ustanowienia „Programu otwierania danych publicznych”, który ma poprawić standardy udostępniania tego rodzaju informacji, ich jakość, a także umożliwić szerokie ponowne wykorzystywanie oraz zwiększyć liczbę danych dostępnych na portalu danepubliczne.gov.pl. Program ma przynieść wymierne korzyści przedsiębiorcom, wesprzeć firmy innowacyjne i przyczynić się do powstania nowych produktów. Szacunki mówią, że w roku 2020 wartość krajowego rynku Open Data może wynieść około 1,2 mld euro. Aby ułatwić ponowne wykorzystywanie danych publicznych i metadanych, będą one przygotowane tak, aby były zrozumiałe dla odbiorców oraz udostępnione w formacie sprzyjającym ponownemu wykorzystywaniu. Mają być dostępne także przez interfejsy programowania aplikacji (API). Jednocześnie trzeba zachęcić przedsiębiorców do łączenia się – również na bazie architektury API – w ramach wirtualnych składnic danych przemysłowych, pozwalających im w systemie zaufania dzielenia się danymi. Nadto w przyszłości można się spodziewać, że to łączenie i krzyżowanie danych publicznych (na przykład geodezyjnych) z informacjami generowanymi przez inne podmioty (przedsiębiorstwa) czy zbieranymi przez sensory (IoT) stworzy nowe modele zastosowań gospodarczych. Polska ma duży potencjał kompetencji do przetwarzania tych danych w celu zbudowania nowych technologii, w tym AI, ale także w celu wsparcia dla istniejących branż i rynków.

0 Komentarze
Dodaj komentarz
Pokaż szczegóły
- +
Wyprzedane